
Bieliki, dobierając się w pary, chętnie łączą młodość z doświadczeniem. Okazuje się, że gdy jedno w parze było już rodzicem, znacznie wzrasta szansa na tzw. sukces lęgowy nowicjusza. Jeszcze lepiej, gdy za doświadczeniem stoi własny rewir i gniazdo, które ten starszy wnosi do związku… Takiej okazji po prostu nie można przegapić!
Podwójnie młoda para ma trudniej. Często zaczyna od nauki skomplikowanej sztuki budowania i utrzymania gniazda, budując te pierwsze jedynie na próbę. Takie doświadczenia przydadzą się, gdy przyjdzie czas założyć gniazdo na dobre. To znaczy takie, w którym wychowają się pisklęta. Bywa że dopiero za kolejne 2- 3 lata. Ptaki mogą mieć wówczas nawet 8-9 lat. Dopiero wtedy zakładają też elegancką suknię w pełni bielików: charakterystyczny jaskrawo-żółty dziób, jasne oko z żółtą woskówką dookoła, bardzo jasna głowa i kołnierz, śnieżnobiały ogon.
Przodkowie dzisiejszych Szkotów nazywali bieliki „iolaire sùil na grèine”, co można przetłumaczyć jako „orzeł o oczach słońcem oświetlonych”. Gdy bielik umierał, grzebali jego ciało z najwyższą czcią.
Współcześnie dorosłe bieliki nie mają wrogów naturalnych. Są na szczycie łańcucha pokarmowego. Super predator! Najlepiej widać to w czasie biesiady na jakiejś padlinie, która zimą może być prawdziwym darem losu nie tylko dla nich. Wówczas ustąpią tylko wilkom - choć niechętnie. Zresztą w Polsce jest to bardzo znikome prawdopodobieństwo. O niedźwiedziu nawet nie wspominając!
Bielikom zagrażają tylko ludzie. Bezpośrednio lub pośrednio. (O historii naszych wzajemnych, skomplikowanych relacji dowiecie się zaglądając na nasza stronę ORLEN dla Orłów. Zapraszamy!)
I raz tylko pewien bielik zagroził człowiekowi. Zresztą można bezpiecznie założyć, że była to… bieliczyca. Zwykle znacznie mniejszy samiec nie uniósłby tak dużego ciężaru. W każdym razie, wbrew powszechnym niegdyś mitom, jest to jedyny udokumentowany przypadek, gdy drapieżny ptak porwał… dziecko. Otóż 5 czerwca 1932 roku, 4-letnia Svahild Hansen bawiła się na podwórku rodzinnej farmy w Norwegii, nieopodal swoich rodziców, gdy nadleciał potężny ptak - chwycił w szpony dziewczynkę i poniósł ją do gniazda oddalonego o ponad 1,5 km. Gniazdo było położone w górach, ok. 800 m ponad farmą. Ptak nie zdołał donieść tam swojej niedoszłej ofiary i upuścił ją 15 m przed celem. Dziewczynkę szybko odnaleziono. O dziwo bez żadnych większych obrażeń – ani na ciele, ani na duszy. Svahild do końca życia zachowała kwiecistą sukienkę podartą szponami wielkiego ptaka.
zdj. Czarek Korkosz